Adsense code

czwartek, 31 maja 2012

Starcie z Lwem :)

W upalny weekend 26-27 maja stanęliśmy na starcie kultowego (rozgrywanego już po raz 42) Lwa Kłodzkiego.

Zapisy odbywały się przez niemal cały maj, a ranga i prestiż zawodów zadziałała jak magnes, przyciągając na start aż 102 załogi (w tym 5 załóg licencjonowanych).

Do przejechania było niemal 200 kilometrów, w tym ponad 14 kilometrów prób podzielonych na 12 odcinków (1 w sobotę, 11 w niedzielę).

Tym razem (decyzją podjętą niemal w ostatniej chwili) na prawym fotelu zasiadła Kacha Wojtiuk. Po niespecjalnie udanym dla nas występie w Jeleniej Górze na otwarcie sezonu Kacha miała rachunki do wyrównania z KJSowymi próbam ;)
Dodatkowo uskrzydlał nas fakt osiągnięcia niezłego wyniku w  poprzedniej rundzie DMO (z Jackiem Oryńskim jako pilotem) - po prostu byliśmy "na fali" i trzeba było to wykorzystać.

W sobotę zrobiliśmy sobie niemal wycieczkę, meldując się jedynie na odbiorze administracyjnym, podpisaniu papierków i oddaniu auta na obowiązkowe badanie kontrolne. Wszystko poszło gładko i sprawnie, i mogliśmy pojechać na zapoznanie z odcinkami i drogami dojazdowymi. Niestety napięty harmonogram prywatny nie pozwolił nam stanąć na starcie sobotniego, nieobowiązkowego szutrowego odcinka. Jak się potem okazało, miało to mieć konsekwencje w ostatecznym wyniku...

Po bardzo wczesnej pobudce w niedzielę o godzinie 9:24 zameldowaliśmy się na rampie startowej, bo czym od razu pojechaliśmy na pierwszy odcinek z harmonogramu - szutrowy Bielinex, który odpuściliśmy w sobotę.

Sz 1, 2, 7, 11 "Bielinex"


Nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia z taką nawierzchnią - przypominała ona raczej Rally Acropolis niż polski KJS. Byliśmy nastawieni przede wszystkim na brudne asfaltowe odcinki, jadąc na miękkim semi-slicku Toyo R1R w dość szerokim rozmiarze i niziutkim profilu. Moje obawy sprawdziły się - nieobeznanie z typowym szutrem i brak wąskiego, wysokiego "kapcia" zaowocował wynikiem w końcówce stawki (25 na 29) po pierwszej próbie. Trzeba było się spiąć i odrabiać straty...
Następna próba odbywała się na Gazowni. Nawierzchnia asfaltowo / betonowo / syfiasta - tu można było walczyć. Poszliśmy próbę pełnym ogniem i już na mecie, widząc uniesione w górę kciuki naszego rajdowego przyjaciela Leona (startującego w tych zawodach swoim Renault 5) wiedzieliśmy, że przejazd był udany =) Zanotowaliśmy 3 czas w klasie i przesunęliśmy się sporo w górę - na 12 miejsce.
Kolejną próbą był Ingbud - jeszcze bardziej brudny i dziurawy niż gazownia. Smaczku tej próbie dodawał fakt, że dość sporo fragmentów przelatywało się pomiędzy budynkami, rampami, płytami betonowym. Było wąsko, ślisko i niebezpiecznie. Czyli to co lubię kiedy na kołach założone są Toyki R1R :) Niestety nie do końca udało się opanować nerwy, i na szybkich łukach położonych w głębi trasy zbyt mocno ujmowałem gaz. Z kilkusekundową stratą do liderów wykręciliśmy 12 czas i awansowaliśmy na 11 miejsce po 3 próbach.

Sz 4, 9 "Ingbud"

Najlepsze miało się zacząć dopiero teraz - 2 próby oesowe, Bagietka i Kukułka. Takich odcinków brakuje na KJS w Polsce ! Żadnych placyków, żadnej "pachołkolandii" lecz po prostu przedsmak prawdziwego rajdowania - jazda szybkościowa od startu do mety, normalną wyłączoną z ruchu drogą.
Na sobotnim zapoznaniu zrobiliśmy szybki, lecz w miarę precyzyjny opis i pomimo lekkiego drżenia kolan (tzn. u mnie, bo Kacha to weteran i szybkości się nie boi :P ) daliśmy z siebie wszystko. Jechaliśmy bardzo, bardzo szybko. 6 czas w klasie, identyczny co do setnych części sekundy z naszym dobrym znajomym, wrocławskim konkurentem Arturem Żechowskim, który jest bardzo solidnym i szybkim zawodnikiem. A tuż za następna dojazdówką był odcinek Kukułka.
Start! Prawy OGIEŃ, 40 lewy 3, 40 prawy 2 plus długi, 50 lewy 4 potem mocno hamuj do lewy 1, 50 prawy 4, 30 prawy 1, 30 lewy 2+, 30 prawy długi, meta lotna, stop.

Start!20 lewy 4 przez mostek, 20 lewy 4 do prawy 5. 200 PROSTUJ! prawy 3. 30 lewy 2 SYF. 30 prawy 2 SYF NIE CIĄĆ. 50 lewy 4. 50 meta lotna. Stop.



Kukułka to najfajniejsza rzecz, jaką jechałem w tym roku. Zaczęło się od 2 wolniejszych zakrętów, a po nich następowała parta szybkich "szóstek", które opisaliśmy po prostu "200 prostuj!" - wszystkie łuczki lecieliśmy z gazem w podłodze, wspinając się po trasie na 3-cim biegu z około 6-7 tysiącami obrotów na liczniku. Następnie przejeżdżaliśmy partię wolniejszych zakrętów z dużą ilością syfu naniesionego z cięć. Nawet pomimo uślizgu na syfie i ryzyka spotkania z betonowym słupem stojącym na zewnętrznej tuz za zakrętem mieliśmy na twarzy ogromne "banany" - takie odcinki to jest coś, co chcemy jeździć.
Na kukułce zanotowaliśmy 5 rezultat w klasie i awans na 10 miejsce. Na tym zakończyła się pierwsza pętla.

Druga pętla to ponownie szutrowy Bielinex (i bardzo przyzwoity 10 rezultat w klasie), potem Gazownia, którą udało pojechać się jeszcze szybciej niż w pierwszej pętli (9 czas, konkurencja też powyciągała wnioski z pierwszego przejazdu i lekko nam odskoczyła) a następnie w rewelacyjnym stylu pojechaliśmy Ingbud, poprawiając czas aż o 8 sekund w stosunku do pierwszego przejazdu! Wisienką na torcie okazało się, że jest to 4 czas klasy i 8 czas generalki całego rajdu! Mamy potencjał na walkę ze ścisłą czołówką =)

Podbudowani tym faktem przeszliśmy sami siebie na Bagietce (4 czas klasy, 13 czas w generalce rajdu) i Kukułce (3 czas klasy - tracąc do zwycięzcy raptem 0,5 sekundy, 13 czas w generalce rajdu).
Szybkie sprawdzenie wyników na telefonie i... po 10 odcinkach jesteśmy na 6 miejscu w klasie i 16 w generalce ! No ale to jeszcze nie koniec zawodów...

Ostatnia próba, rozegrana ponownie na szutrach Bielinexu pokazała nam niestety nasze miejsce w szeregu. Tragiczny czas, strata 4 sekund do bezpośrednich konkurentów i spadek na 8 miejsce w klasie oraz na 18 w generalce. Mimo to do ostatniego PKC jechaliśmy zadowoleni. Zmęczeni, brudni, z kopcącym silnikiem, spragnieni zimnego pifka - ale szczęśliwi.

Ten rajd był dla nas olbrzymi sprawdzianem. Udowodniliśmy sobie, że możemy rywalizować z czołówką, że możemy szarpać się na sekundy z kierowcami jak Artur Żechowski, jak Przemek Rudzki czy Piotr Konior. Że przy dobrych wiatrach można gonić takie nazwiska jak Sebastian Dwornik. Udowodniliśmy sobie, że pomimo małej ilości wspólnych kilometrów dogadujemy się i mamy wspólny cel - kolejne punkty w cyklu Dolnośląskich Mistrzostw Okręgu. W Kłodzku zdobyliśmy 1, były szanse nawet na 4 - ale nic nie przychodzi łatwo i każdy punkt musi być okupiony bezbłędną jazdą, a tego muszę się jeszcze nauczyć.
Zdradzę, że przed rajdem celem było zdobycie miejsca w pierwszej dziesiątce klasy. Uff :)


Gratuluję zwycięzcom pucharków, gratuluję pozostałym (a w szczególności braciom Łuczakom, łobuzom z krzywymi wahaczami i urwanymi łapami skrzyni :P ) dojechania do mety i zdobytych kolejnych doświadczeń. Gratuluję organizatorom, bo pokazali jak w naszym kraju powinno się organizować rajdy amatorskie. Gratuluję Pawłowi Cichoniowi, który na Lwie Kłodzkim zaliczył swój rajdowy debiut i pomimo trudności ukończył go, osiągając bardzo dobry 32 czas w generalce.

To był piękny weekend.

Na koniec rajdu, na rampie powiedziałem do mikrofonu, że był to "najfajniejszy rajd jaki jechałem, i że na pewno wrócę tu za rok". Podtrzymuję swoje słowa.

Małe podsumowanie filmowe dzięki chłopakom z RościszówRallyVideo:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Następny start